Około 13 spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem po Deli – Vickiem. Wyjazd z uliczek otaczających nasz hotel to naprawdę wielkie wyzwanie. Mnóstwo ludzi, riksz, samochodów…no i śmieci. Śmieci w tej części Deli są wszędzie. Zresztą w pozostałych, które widzieliśmy też. Ogólnie dzień być całkiem luźny, dostosowany do poziomu naszego zmęczenia.
Najpierw zwiedziliśmy Jana Maryd – Wielki Meczet. Przy wejściu zdejmujemy buty, dziewczyny dostają cudne szaty, które przypominają trochę polskie fartuszki...i ruszamy do środka. Nasz przewodnik zaczyna opowiadać o tym miejscu posługując się jakimś dziwnym angielskim, który w połączeniu z naszym zmęczeniem sprawia, że nie wszystko co mówi jest dla nas jasne. Po obejściu meczetu wracamy po buty. Po wręczeniu „pilnowaczowi” napiwku i założeniu obuwia wsiadamy do rikszy w wyruszamy na przejażdżkę po starym Deli. W miejscu tym widać prawdziwą biedę, rozpadające się budynki, brudnych ludzi. Wszystkiemu temu towarzyszy góra śmieci i okropny smród...