Zgodnie z planem siódmy dzień naszej wyprawy był przeznaczony na przemieszczenie się z dużej wyspy (Borneo) na małą (Perhentian Kecil). Po pożywnym śniadaniu, otrzymaniu różnych prezentów od właścicielki hostelu - Moi i zrobieniu ostatnich wspólnych zdjęć po raz ostatni wsiadłyśmy do taksówki naszego zaprzyjaźnionego rozmownego taksówkarza. Niedługo potem pożegnałyśmy Borneo aby polecieć samolotem Air Asia w stronę wysp Perhentian. Najpierw jednak przeżyłyśmy szaleńczą jazdę taksówką z lotniska w Kota Bharu do przystani Kuala Bestut skąd odpływają łodzie na wyspy. W szoku, ale żywe, kupiłyśmy na przystani bilety na łódź oraz z wyprzedzeniem na autobus do Cameron Highlands i w końcu popłynęłyśmy. Tak więc: taksówka-samolot-szalona taksówka-łodź : po takiej przeprawie należał nam się spokojny wieczór! :) Okazało się, że wysiadamy jako pierwsze przy plaży Petani (razem z dziewczyną Belgijką przypadkowo spotkaną już na lotnisku). Przywitała nas Kerry, dziewczyna z Republiki Południowej Afryki, pracująca w Mari Mari. Po krótkim "przeszkoleniu" przez Zacka mogłyśmy w końcu rozpakować się i rozejrzeć. Gra w orła i reszkę zdecydowała o miejscu noclegu - Dorocie i Magdzie przypadł jedyny w swoim rodzaju (na pewno jedyny na Perhentian Islands, a kto wie, może w całej Malezji:) domek na drzewie, a mnie i Ani - domek przy plaży. Dla jasności - domek na drzewie znajdował się jakieś 3 metry od nas, więc również niezbyt daleko od wody:) Oba domki miały swoich stałych mieszkańców - dziewczyny wkrótce zaprzyjaźniły się ze Stefanem, gekonem przesiadującym na dachu tarasu, my zauważyłyśmy wielkiego, tropikalnego pająka w łazience (no cóż, łazienki nie miały dachu, ale za to dużo plażowego piachu na podłodze..:) oraz odwiedził nas pewnego ranka Lucky (pies Zacka, jedyny pies na wyspie). Oczywiście skorzystałyśmy z okazji, żeby się wykąpać w morzu (tym samym co "przy" Borneo - Morzu Południowochińskim). Wieczorem zjadłyśmy pyszną kolację w Mari Mari i po raz pierwszy spróbowałyśmy drinka Chocolate Heaven. Tak przygotowane udałyśmy się na nasz pierwszy wyspiarski, zasłużony spoczynek.