Oczywiście wcześnie rano pobudka. Wyjazd o 7:00. 300 km do Bikanru. Po przyjeździe spotykamy kolejnego nadprogramowego przewodnika – ten jest już płatny i zwiedzamy Junagarh Fort – z zewnątrz podobny do pozostałych, ale za to w środku w końcu miał jakieś wyposażenie. Oglądaliśmy pomysłową huśtawkę dla Maharani z mechanizmem, który podczas bujania się wprawiał w ruch drewniane figurki, które tańczył, sypialnię królewską i sale spotkań z tronem. Poza tym duży zestaw pomysłowych broni i lektyk do koni, słoni i wielbłądów.
Kolejny punkt dnia to szybkie zameldowanie się w hotelu i jeszcze szybszy obiad – niestety tylko w teorii. Hotel chyba najgorszy ze wszystkich, obiad przygotowywany był tak długo, jakby składnik do niego kupowane był na targu. A i jeszcze jedno, przed hotelem były prawdziwe slumsy – jak nam później wyjaśnił przewodnik – był to plac na którym TYLKO tymczasowo mieszkała WIELKA, OGROMNA ekipa budowlana…wraz z żonami, dziećmi i całym dobytkiem. Po obiedzie jedziemy do Camel Reading centre – instytut opieki nad wielbłądami. Bardzo ciekawe i pożyteczne miejsce finansowane przez rząd. Mają tam mnóstwo wielbłądów w trzech gatunkach, z czego trzeci jest krzyżówką dwóch pierwszych. Ośrodek zajmuje się rozrodem i leczeniem wielbłądów. Ludzie z okolicznych wiosek, którzy używają wielbłądów tak jak u nas używało się kiedyś koni – do pracy – kiedy ich zwierzęta są chore mogą je tu zostawić na kilka dni na bezpłatne leczenie. Na farmie otrzymujemy też propozycję spróbowania wielbłądziego mleka, ale z uwagi na dość prawdopodobne po tym trunku problemy żołądkowe odmawiamy.
Na zakończenie dnia punkt obowiązkowy - zakupy. Tym razem szaleją Ania i Grześ. Kupują przepięną wyszywaną narzutę na łużko. Tak naprawdę to powinniśmy wyjść z trzema narzutami, ponieważ każdy chciął ją kupić, niesety mieli tylko jedną sztukę, z tej któa nam się podobała, a że jak do tej pory tylko Ania i Grześ nic nie kupili...wiec narzuta jest ich.
Wieczorem podejmujemy próbę aktualizacji bloga, ale udaje się nam wrzucić tylko jeden wpis. Udaje się nam też namówić naszego kierowcę na nadprogramową wycieczkę następnego dnia