Lądujemy

Samolot zaczyna lądować. Za oknem widać tylko śnieg, śnieg, śnieg i las, las, las. Po chwili wychodzimy z samolotu. Jak się okazuje, są na świecie a nawet w Europie lotniska mniejsze niż nasze w Rębiechowie :) Terminal przypomina barak. Tor transmisyjny do bagaży to po prostu równia pochyła, do tego bardzo krótka. Bagaże zjeżdżają na rolkach i po chwili wszystko się blokuje. Do tego tłum ludzi próbuje dopchać się do swego bagażu, masakra…mamy nasze plecaki, zadowoleni opuszczamy terminal i idziemy na przystanek autobusowy. Jejku jak tu zimno!!!!!! Co nam odbiło by tu przylecieć??????????? No dobra zaraz są walentynki, ale zdecydowanie na takie okazje należy wybierać CIEPŁE miejsca. No ale nic. Podjeżdża autobus, zaraz będzie ciepło. Jedziemy, robi się ciepło. Wysiadamy w centrum Turku i zaczynamy szukać hotelu. Już wiemy, że na przejściach trzeba uważać na autobusy - jest zima, jest bardzo zimno=jest bardzo ślisko. Przy nas autobus nie zatrzymał się na czerwonym świetle na przejściu bo wpadł w poslizg i o mało nie potrącił pieszego - my byliśmy bezpieczni bo szukaliśmy na mapie hotelu, a okazało się, że nasza mapa jest trochę porąbana i źle wskazuje kierunki…ale udaje się, cali zmarznięci docieramy do hotelu…a tu nie działa terminal płatniczy i trzeba znowu wyjść na ten ziąb i poszukać bankomatu. Przy okazji zachodzimy do sklepu – 2 litrowa pepsi kosztuje 10 złotych, ale z nałogiem nie ma co walczyć. Kupujemy też smaczne ciasteczka i 2 paczki przysmaków dla naszej kici (takie małe zboczenie). W końcu lądujemy w naszym pokoju. Już wiemy że to nie jest dobry pomysł przyjeżdżać tu w zimę. Dodatkowo po Meksyku gdzie jest ciepło, a czas cofa się 7 godzin wstecz. Całą noc (kolejną już po powrocie) nie mogę spać. Zasypiam dopiero nad ranem.

Komentarze (0)