Geoblog.pl    bmilinki    Podróże    Singapur-Borneo-Malezja - czyli wyprawa pod znakiem kota    Dwa w jednym, czyli Dzień Hinduski i Dzień Chiński
Zwiń mapę
2015
01
paź

Dwa w jednym, czyli Dzień Hinduski i Dzień Chiński

 
Malezja
Malezja, Kuala Lumpur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13809 km
 
Ostatni dzień naszej wyprawy przeznaczony był na poznanie hinduskiej i chińskiej strony stolicy. Rano spakowałyśmy się i schowałyśmy plecaki (w końcu jesteśmy backpackerami, prawda?:) do specjalnego pomieszczenia w naszym hostelu. Kupiłyśmy bilety na podmiejską kolejkę KTM i rozpoczęłyśmy zwiedzanie od wycieczki do Batu Caves, czyli jaskiń odkrytych pod koniec XIX wieku i niejako zawłaszczonych sobie przez Hindusów. Jak podaje Internet do głównej jaskini, tzw. "Jaskini Katedralnej" o wysokości 100 m, prowadzą schody o 272 stopniach. Zanim je pokonałyśmy zrobiłyśmy zdjęcia wszędobylskim małpom i wielkiemu złotemu posągowi, symbolowi Batu. Wnętrze jaskiń nie zrobiło na nas piorunującego wrażenia, ale z ciekawością przyglądałyśmy się trwającymi w środku pracami budowlanymi. Jaskinie jaskiniami, przyroda - przyrodą, ale nic nie powstrzyma Hindusów przed murowaniem i wierceniem :)
Kto zbyt dużo kombinuje z mapami, ten potem...dużo chodzi lub ma inne przygody :) - to z pewnością mogłaby być jedna ze złotych myśli naszej wycieczki. Wracając z Batu Caves i chcąc dojechać jak najbliżej chińskiej świątyni Thean Hou Temple nie zauważyłyśmy, że powinnyśmy się przesiąść na inną linię kolejki. Na szczęście szybko zorientowałyśmy się, że coś jest nie tak i wysiadłyśmy - gdzieś w środku dzielnicy mieszkaniowej, do której z pewnością nie zaglądają turyści. Ale nas nie tak łatwo przecież zgubić :) Już po kilku minutach siedziałyśmy w taksówce w drodze do świątyni. Taksówkarza znalazłyśmy w pobliskiej "kawiarni" (mając koniec języka za przewodnika i pomocnych mieszkańców). Pan z pewnością nie spodziewał się takiego kursu, ale wszyscy na tym skorzystaliśmy (i co ważne, ani on, ani żaden inny taksówkarz podczas całej wycieczki nie próbował nas oszukać).
Odwiedziny w świątyni miały drugie dno - jest oczywiście interesująca i pięknie zdobiona (jak już się człowiek domyśli jak w ogóle wejść do środka :), ale dla nas równie ważne było to, że świątynia może dać parę porad na przyszłość w postaci chińskiej wróżby. Jak się niestety zorientowałyśmy, takie wróżby mają to do siebie, że nie są - w odróżnieniu od "naszych" horoskopów - zawsze optymistyczne. Wprost przeciwnie! Mam wrażenie, że z naszej czwórki tylko 25% (czyli ja, Asia :) byłam zadowolona z wylosowanej karteczki.
W niewesołych nastrojach (no dobrze, może nie w "niewesołych", ale zawsze przecież lepiej czytać o swojej przyszłości coś fajnego??:) wróciłyśmy do chińskiej dzielnicy Kuala Lumpur i jej serca - ulicy Petaling (kilka minut drogi od naszego hostelu). Pozostało nam już tylko się posilić i ruszyć na ostatnie zakupy. To był jedyny raz podczas całej wycieczki kiedy na dobre się rozdzieliłyśmy, ale na szczęście po jakiś 2 godzinach wszystkie w komplecie spotkałyśmy się w hostelu. A tam, na sam koniec pobytu, spotkała nas niezbyt miła niespodzianka - okazało się, że obsługa może nam oczywiście zamówić taksówkę (tak jak wcześniej to uzgadnialiśmy), ale...no właśnie. Zamawiają samochody tylko od jakiejś jednej znajomej firmy, która ponoć oświadczyła, że akurat nie mają nikogo wolnego, a czas nas już naglił...Postanowiłyśmy bez zwłoki ruszyć w stonę metra (niezbyt dobrze byłoby spóźnić się na samolot...), a po drodze spróbować szczęścia w złapaniu taksówki na ulicy. I to nam się wkrótce udało (ah, to szczęście:). Taksówkarz zatrzymał się po prostu na środku drogi, w dodatku dużym samochodem, w sam raz na nas i nasze bagaże, i zgodził się nas zabrać na lotnisko za kwotę jaką podałyśmy. W ferworze zakupów naprawdę wydałyśmy prawie wszystkie MYRy...Być może wzbudziłyśmy jego sympatię, albo po prostu wyglądałyśmy na zdesperowane :) Faktem jest, że dojechałyśmy na czas i mimo, że na lotnisku pani z obsługi miała jakiś problem z naszą rezerwacją (zawołała kolegę, a potem poprosili nas o wymówienie nazwy lotniska w Gdańsku...o co mogło chodzić?) to wieczorem siedziałyśmy w samolocie na lini Kuala Lumpur - Singapur. Nasza ostatnia warta odnotowania przygoda wydarzyła się właśnie podczas tego lotu - podczas schodzenia do lądowania kapitan nagle poderwał samolot do góry i przyspieszył. Niedługo potem wyjaśnił, że ponoć ktoś z obsługi lotów w Singapurze "źle go poinformował"...No ładnie. Kto wie, czy nie byliśmy blisko jakiejś tfu tfu, katastrofy lotniczej!
Długi lot do Polski, z przesiadką w Helsinkach, przebiegł już spokojnie i tak w piątek, 01. października wylądowałyśmy na lotnisku GDN kończąc wyprawę SIN-KUL 2015.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bmilinki
Mumin
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 184 wpisy184 101 komentarzy101 2357 zdjęć2357 2 pliki multimedialne2
 
Moje podróżewięcej
28.10.2021 - 28.10.2021