Geoblog.pl    bmilinki    Podróże    Filipiny - Magdalena, no problema!    Halo halo : Manila, Las Pinas, Tagaytay - czyli podróże kształcą.
Zwiń mapę
2017
30
sty

Halo halo : Manila, Las Pinas, Tagaytay - czyli podróże kształcą.

 
Filipiny
Filipiny, Tagaytay City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9531 km
 
Wczoraj dowiedziałyśmy się, że będąc studentem z najlepszym wynikiem końcowego egzaminu trafia się na postery reklamujące uczelnię.Teraz każdy z nas wyobraża sobie, gdyby takie coś działało u nas te kilka lat temu... Nasze ogromne twarze na budynkach...:)
Dziś spędziłyśmy dzień na bardzo udanej, zorganizowanej przez lokalne biuro podróży, wycieczce w okolice Manili. Nowa wiadomość nr 1: jeśli umawiasz się z kimś przy wejściu do hotelu, wybieraj te hotele, które mają tylko jedno wejście :) Na szczęście odnaleźliśmy się po kilku(nastu) minutach i później było już tylko lepiej! Wyjazd zajął nam prawie osiem godzin, przyjechało po nas dwóch Filipińczyków, kierowca i przewodnik. Z ich pomocą udało nam się dużo zobaczyć - ze względu na duże odległości nie byłybyśmy w stanie odwiedzić tych miejsc w inny sposób w ciągu jednego dnia. Zaczęłyśmy od miejscowości Las Pinas i wizyty w kościele, w którym mieszczą się jedyne na Filipinach bambusowe organy - organistka nawet dla nas na nich zagrała. Przyrzekłyśmy zastanowić się nad przyjazdem na festiwal organowy, który odbywa się corocznie w lutym i pojechałyśmy do następnego miejsca przeznaczenia, którym okazała się fabryka filipińskiej ikony motoryzacji: kolorowych jeepney'ów. Informacja nr 2: nowy pojazd kosztuje około 500 000 php i spokojnie można go nazwać rodzinnym - zmieści się co najmniej kilkanaścioro dzieci:) Później zwiedziłyśmy cmentarz żołnierzy amerykańskich poległych na Filipinach w czasie drugiej wojny światowej. Na ogromnym, zadbanym (zarządzanym i opłacanym zapewne przez USA) terenie w centrum Manili mieści się ponad 17 000 krzyży oraz tablice z wyrytymi nazwiskami. To zrobiło na nas duże wrażenie. Warto dodać, że z cmentarza można zobaczyć spektakularną panoramę nowoczesnej części miasta. Ciekawe, jak wielu turystów tu dociera (widziałyśmy dosłownie kilku) - warto, chociażby ze względu na jedyny w swoim rodzaju widok Manili (wiadomość nr 3). Następnie ruszyliśmy na lunch, który okazał się bardzo miłym doświadczeniem. Nasz przewodnik zamówił dla nas kilka tradycyjnych dań, które okazały się bardzo smaczne (zwłaszcza ryba i dynia z fasolką w sosie), a do posiłku przygrywał nam zespół - piosenkarz i gitarzysta - Magda zamówiła u nich piosenkę Eda Sheerana (a dopiero po czasie zdałyśmy sobie sprawę, że mogłyśmy zaskoczyć ich i zamówić coś z polskiego repertuaru :).Nas za to zaskoczyła pogoda w Tagaytay podczas zwiedzania "Pałacu w niebie", czyli nigdy nie dokończonego budynku, który miał być pałacem, a stał się opuszczonymi ruinami, ciekawostką
turystyczną.Pałac położony jest na najwyższym wzniesieniu z okolicy. Niestety, nie udało nam się zobaczyć wulkanu Taal ani Metro Manili - widoki z Pałacu przesłoniła mgła. Po drodze na tajemnicze "extreem fish feeding" zatrzymałyśmy się przy stoisku z egzotycznymi owocami, gdzie spróbowałyśmy ananasa, mango i żółtej kuli, której nazwa brzmiała podobnie do "Jack fruit":) Kupiłyśmy jednego ananasa i zjadłyśmy (prawie do końca) już w hotelu. Wiadomość nr 4: ananasy rosną...tak, tak, w ziemi, z której wystają im tylko te zielone czupryny :) W okolicach Tagaytay zbiory ananasów trwają cały rok. A ekstremalne karmienie karpi koi zrobiło na nas trochę przygnębiające wrażenie: nie jest to ekstremalne przeżycie dla ludzi, ale właśnie dla ryb, które wydają się naprawdę głodne i rzucają się na jedzenie...Chyba wolę, gdy leniwie pływają sobie w jeziorze i nie muszę ich dokarmiać.
Informacja nr 5: Batman ma na Filipinach korporację autobusową. Naprawdę, mamy zdjęcie! :)
Informacja nr 6: a propos motoryzacji - samochody na Filipinach są naprawdę czyste (no cóż, trudno u nich raczej o ten szaro-czarny śnieg, który my znamy...)
Informacja nr 7: całe Filipiny żyją dziś wyborami Miss Univers! Uprzejmnie donosimy, iż wygrała Miss z Fancji.
Po południu, po powrocie do Intramuros postanowiłyśmy posmakować nasłynniejszego flipińskiego deseru halo-halo (składa się z dziwnej mieszanki lodów, słodyczy, żelków i kilku innych składników) i tu spotkało nas rozczarowanie - nie udało nam się go dostać w obu miejscach, w których próbowałyśmy je kupić. Nic straconego: dorwiemy cię jeszcze halo halo!(A)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
bmilinki
Mumin
zwiedził 10% świata (20 państw)
Zasoby: 184 wpisy184 101 komentarzy101 2357 zdjęć2357 2 pliki multimedialne2
 
Moje podróżewięcej
28.10.2021 - 28.10.2021