Nie wiem jak Magda wyobrażała sobie swoje urodziny na Filipinach, ale podejrzewam, że w jej planach nie było rozmowy z policjantami. Myślę, że warto zapamiętać to wydarzenie więc przytaczam pytania, na które odpowiadałyśmy. Miejsce akcji: White Island, wybrzeże Camiguin. Warto dodać, że policjanci (w liczbie dwóch) występowali w strojach zastępczych (mianowicie kąpielówkach), a szum fal i niekompatybilność językowa czasem utrudniały nam porozumienie (ale nie w kluczowych sprawach jak się przekonacie). Oto lista pytań. Nasze odpowiedzi były zgodne z prawdą, lub zbliżone do prawdy :)
- Jak macie na imię? (początki zawsze są dość proste)
- Skąd jesteście? (później zaniepokoiło nas, że chłopaki znowuż wspomnieli jakiś gejów z Polski, coś naprawdę jest na rzeczy !:))
- Ile macie lat? (Ile???? Wyglądacie na 21! Dzięki. Ostatni raz słyszałyśmy, że mamy 21 lat mając 21 lat :))
- Gdzie pracujecie? Oo, to jesteście bogate! (Hmmm...)
- Czy macie mężów / gdzie są / dzieci? (Masz dzieci??? A ty nie ??? Dlaczego???)
I to doprowadziło do naszego pytania- faworyta:
- Czy twój mąż ma problemy z płodnością??? :))
Uważamy, że to bardzo ciekawe pytanie, z którego można dużo wywnioskować (albo chociaż próbować to niezdarnie zrobić). Może z niego wynikać, że o pewne rzeczy wypada zapytać prosto z mostu (wiek, praca - ok, ale pytanie o problemy tej natury to już jazda z grubej rury:). Po drugie, nie zawsze mogliśmy się zrozumieć, ale dziwnym trafem chłopcy (mieli po 25, 26 lat, bardziej aktywny był od miesiąca żonaty, ale zaraz po ślubie został przeniesiony do policji do Camiguin) znali słowo "płodność" po angielsku :). I "last, but not least" : czy czujecie sens tego pytania? Wydaje nam się, że naszym społeczeństwie o kłopoty z brakiem dzieci podejrzewa się na początku kobietę, a tu proszę, męża. Nie ma to jak wejście na ambicję- już wiemy skąd się wzięło 100 milionów Filipińczyków:)
Chwilę później chłopaki wspomiały coś o setce dzieci Magdy, ale nie do końca wiemy, czy było to pocieszenie, groźba, obietnica czy propozycja:) Generalnie jednak rozmowa zaczęła skręcać w kierunku, który nie chciałyśmy ciągnąć (Gdzie mieszkacie na Camiguin? Potrzebujecie towarzystwa? Może was odwiedzimy wieczorem?). Postanowiłyśmy więc wykąpać się ponownie w morzu, dzięki czemu co prawda spędziłyśmy dodatkowy czas w wodzie, ale jednocześnie dziś mamy plecaki lecące do Europy z mokrymi strojami kąpielowymi w środku:) O 13:00 przypłynęła po nas umówiona łódź, na którą wsiadłyśmy z kompletnie już ubranymi policjantami. Ponownie zaznaczyli, że są tu aby zapewniać bezpieczeństwo, na przykład takim turystkom jak my. Magda słusznie zwróciła mi potem uwagę, że gdy rozmawiali z nami, ich pistolety leżały sobie spokojnie jakieś 100 m dalej na piachu :)
W każdym razie na brzegu Camiguin nasze policyjne spotkanie się skończyło. Zjadłyśmy obiad w eleganckiej restauracji Guerrera (podejrzewamy, że tak jak wiele innych jest prowadzona przez Europejczka + Filipinkę), wieczorem przeszłyśmy się na szejka do CheckPointu i spakowałyśmy się. O 5:30 rano wyjeżdżamy z wyspy i lecimy z przesiadką w Cebu do Manili, a stamtąd do domu.