Dzisiejszy dzień opisać można w ośmiu punktach.
Punkt pierwszy to Wind Palace – miejsce z którego królowa i konkubiny króla mogły obserwować co dzieje się w mieście, natomiast same były niewidoczne.
Punkt drugi – Amber fort. – usytuowany na wzgórzach fort. Aby dostać się do środka opuszczamy naszego busa i przesiadamy się na słonie. Każdy słoń zabiera na pokład 2 osoby. Wsiadamy więc na słonia, słoń rusza, a ja proszę Dorotkę by podała mi lokomitiv – nigdy nie przypuszczałem, że na słoniu można dostać choroby lokomocyjnej. Na szczęście po chwili jest już OKI. Niestety z grzbietu słonie nie jestem w stanie robić zdjęć, gdyż strasznie trzęsie. Trzymając się naszych siedzisk powoli udajemy się na górę, podążając w korowodzie słoni. Na górze czeka już na nas przewodnik i razem udajemy się na zwiedzanie. Oczywiście jesteśmy zachwyceni tym co widzimy. Jednogłośnie stwierdzamy też, że z dnia na dzień jest nie tylko coraz fajniej, ale mamy coraz lepszych przewodników – są coraz bardziej kontaktowi a tego to nawet bez problemów jesteśmy w stanie zrozumieć.
Trzecim punktem w dzisiejszym dniu jest Water Palac – rezydencja władców. Pałac oglądamy z daleka, gdyż znajduje się na środku sztucznego zbiornika. Część pałacu znajduje się pod wodą – ale dzięki takiej konstrukcji był on chłodnym miejscem w lecie. W tej chwili jest niedostępny dla turystów, nikt tam też już nie mieszka.
Punkt czwarty – oczywiście szoping . Niejako tradycją jest już że każdego dnia odwiedzamy jakiś zakład produkcyjny. Tym razem są to dywany i tekstylia. Zostajemy zapoznani ze sztuką barwienia tkanin a następnie udajemy się oglądać dywany…oczywiście popijając herbatę. Tym razem twardo się targujemy…wychodzimy z dwoma małymi dywanami…dywanami z wielbłądziej wełny.
Punkt piąty – obserwatorium astronomiczne i Janur Palace – pałąc królewski. Jak się okazało mają tu przepiękne obserwatorium, na terenie którego znajdują się olbrzymie instrumenty służące do odczytywania czasu, znaków zodiaku, układania horoskopów. To tutaj znajduje się największy na świecie zegar słoneczny, który wskazuje czas z dokładnością do 2 sekund. Zaraz potem udajemy się do pałacu, gdzie po raz pierwszy zwiedzamy muzeum – głownie z tkaninami i ubraniami. Na terenie pałacu znajduje się też pomieszczenie z wszelkiego rodzaju malowidłami, gdzie królewscy malarze – artyście, którzy malarstwem zajmują się od pokoleń prezentują swoje wyroby. I rzeczywiście, oglądamy przepiękne malowidła – nic jednak nie kupujemy.
Kiedy myślimy że to już koniec, trafiamy jeszcze do sklepu jubilerskiego – szósty punkt dzisiejszego dnia - tu nic nie kupujemy Tego dnia czekaj nas jeszcze punkt siódmy o jak się jeszcze okaże ósmy – niezaplanowany.
Punkt siódmy to radżasthańska kolacja, na którą udajemy się o godzinie 19:00. Jedzenie jest rzeczywiście przepyszne, a do tego okraszony muzyką i tańcami na żywo. W pełni usatysfakcjonowani wracamy do hotelu – jutro wyruszamy dopiero o 9:00 – Punkt docelowy - Jothpur - czeka nas 10 godzinna podróż, podczas której pewnie będzie postój na lunch i szoping.
A i jeszcze punkt ósmy, który był przed kolacją. Otóż kiedy my udaliśmy się na krótką drzemkę po dniu pełnym wrażeń Maciek udał się sam do miasta po owoce, ale o tym następnym razem, gdyż najlepiej będzie jak historię tą opisze sam Maciek...